27 grudnia 2013

Rozdział 4: Porażka.

Gdy zniknął im z oczu, powoli otrząsnęły się z osłupienia w jakie podpały. Dotarł do nich sens jego słów.
- Ino - zaczęła niepewnie Sakura - on... on to mówił na poważnie? - próbowała upewnić się, gdyż nadal nie mogła w to wszystko uwierzyć. Opadła na kolana i przysiadła na ziemi. To było dla niej stanowczo za dużo jak na jedne dzień.
- Niestety. Obawiam się, że nie żartował - odpowiedziała Ino i podała rękę przyjaciółce. Dłoń jej drżała, nie wiedziała czy to ze złości czy z rozpaczy. W końcu osoba, którą kochała wypowiedziała do niej tak bolesne słowa. Starała się jednak jak mogła, by nie wybuchnąć płaczem. Duma jej na to nie pozwalała. Z drugiej strony, wreszcie dotarło do niej, jaką osobą stał się Sasuke. Zimny drań nie liczący się z nikim. Nic go nie obchodziła. Ani ona, ani Sakura, ani nawet Naruto byli dla niego, jak sam powiedział, tylko śmieciami.
- Wstawaj Sakura, musimy pomóc chłopakom. - Początkowo nie miała pojęcia co powinna zrobić. W głowie jej szumiało i czuła totalną dezorientację. Tak, jakby świat się jej zawalił. Jakby wszystko przestało mieć znaczenie. Ale nie! Przecież... to wszystko jego wina! to przez niego teraz cierpi! W porę przypomniała sobie o przyjaciołach. Przecież leżeli tam ranni i tak naprawdę nie zdawały sobie sprawy w jakim są stanie.
Przeklęła w duchu. Sasuke, jak on mógł to zrobić? Co więcej, jak to się stało, że poradził sobie z nimi tak szybko? Czyżby wszyscy z nich byli aż tak słabi? Ona... ona także? W końcu nic nie zrobiła...
- Masz rację! Co ja wyprawiam?! - Sakura skorzystała z pomocy Ino i podniosła się. Po chwili już biegła w stronę leżących chłopaków. Yamanaka dostrzegła, jak dziewczyna przetarła oczy dłonią. Zapewne starała się ukryć swoje łzy.
Haruno przykucnęła nad Saiem, który znajdował się najbliżej. Ino w tym czasie pobiegła do Shikamaru. Obaj leżeli nieprzytomni. Wyglądało na to, że Naruto także znajdował się w takim stanie.
- Ma dosyć głębokie rany cięte - krzyknęła Sakura do koleżanki pochylającej się nad Narą - muszę się nim zająć natychmiast, ale myślę, że wyjdzie z tego. Co z Shikamaru? - zapytała, kładąc ręce nad klatkę piersiową chłopaka. Po chwili dało się zauważyć zieloną czakrę wokół jej dłoni.
- Sas... - ucięła nagle i ze złością kontynuowała - Uchiha użył na nim Sharingana. Nic nie wskazuje na to, że ma jakieś fizyczne obrażenia. Ale boję się o jego psychikę. - Ino westchnęła ciężko, po czym dodała. - Na razie nic nie możemy zrobić. Musimy czekać aż się wybudzi. Oby stało się to jak najszybciej. - Ostatnie zdanie wypowiedziała o wiele ciszej. - Sprawdzę co z Naruto! - zawołała do Sakury. Tamta tylko przytaknęła głową. Była całkowicie skupiona na leczeniu ran Saia.
Ino w mgnieniu oka znalazła się przy Naruto. Przykucnęła nad chłopakiem i zaczęła się mu uważnie przyglądać. Zauważyła krew wyciekającą z jego nosa, nieco już skrzepłą. Po chwili zorientowała się, że Uzumaki uderzył głową o kamień. Przysiadła obok na ziemi. Ostrożnie ułożyła sobie jego głowę na kolanach i zaczęła leczyć ranę, której doznał na skutek upadku na twardy przedmiot. Po parunastu minutach skończyła. Naruto jeszcze się nie ocknął, dlatego położyła go na trawie.
Podeszła do Shikamaru. On również nadal był nieprzytomny. Poszła więc sprawdzić, jak radziła sobie Sakura.
Haruno nadal siedziała pochylona nad Saiem. Ino stanęła tuż obok niej, jednak nie odezwała się słowem. Widziała skupienie i determinację malującą się na twarzy dziewczyny. Nie chciała jej przeszkadzać.
Twarz Saia jak zwykle nie wyrażała nic. Nie można było dostrzec na niej ani zdziwienia, ani nawet grymasu bólu. "Chciałabym kiedyś dowiedzieć się, co on tak naprawdę sobie myśli" przyszło jej nagle do głowy "Sai zawsze jest taki tajemniczy... nigdy nie pokazuje swoich uczuć. Dziwny z niego chłopak".
Już miała zapytać Sakurę, czy nie pomóc jej, ale nagle usłyszała jak ktoś kaszle. Odwróciła się i zobaczyła, że to Nara. Natychmiast pobiegła do niego.
- Shikamaru, jak się czujesz? Co z tobą? - pytała zdenerwowana. Od tego co odpowie mogło zależeć wszystko.
Shikamaru natomiast podniósł się do pozycji siedzącej, podpierając się jedną ręką ziemi. Drugą przetarł twarz. Zakasłał ponownie i dopiero po tym spojrzał na Ino. Przyglądał jej się przez chwilę.
- Pieprzony Uchiha - zaklął wreszcie. Ino odetchnęła z ulgą. Wyglądało na to, że pamięta co się stało.
- Shikamaru? Pamiętasz co się przed chwilą wydarzyło? Wiesz kim jestem? - zapytała jednak, chcąc się upewnić.
- Ino, o co ci chodzi?- Spojrzał się na nią, jakby był co najmniej kosmitką. - Oczywiście, że wszystko pamiętam. I tak, czuję się dobrze. No, może trochę kręci mi się w głowie. Strasznie upierdliwe.
- Idioto, byłeś nieprzytomny! - Przytuliła go, czego on się nie spodziewał, więc tylko otworzył szeroko oczy. - Martwiłam się o ciebie.
- Dzięki Ino - uśmiechnął się do niej. - Co z resztą? Widzę, że Sakura leczy Saia. Gdzie Naruto?
- Leży tam - wskazała kiwnięciem głowy - też jest nieprzytomny.
Shikamaru znowu zaklął. Właśnie uświadomił sobie, że cała misja zakończyła się niepowodzeniem. Czuł, że to jego wina, bo on tu dowodził. "Przeklęty Sasuke!" myślał. "Jeszcze kiedyś się policzymy".

Minęło kilka godzin, nim Sai się wybudził. Skurze udało się zamknąć jego rany i zatamować krwawienie. Mógł chodzić, lecz musiał na siebie uważać. Walka czy bieg były jak najbardziej niewskazane.
Naruto nadal pozostawał nieprzytomny. Ino z Sakurą próbowały jeszcze wspólnie coś na to poradzić, ale nic nie wskórały. Trzeba było czekać i mieć nadzieję, że w końcu chłopak otworzy oczy.
- Nie możemy dłużej tutaj zostać. Musimy wracać - zarządził Shikamaru. Zaczynało się ściemniać, a to miejsce nie wydawało się zbyt bezpieczne.
Wraz z dziewczynami wykonali prowizoryczne nosze z gałęzi i ubrań. Położyli na nich Naruto i na zmianę, dwójkami, nieśli chłopaka. Wracali do wioski idąc powoli i ostrożnie. Cały czas bacznie obserwowali teren. Wyglądało jednak na to, że nikt za nimi nie podążał. Nikt też nie czaił się w krzakach, wiec mogli spokojnie kierować się do Konohy.
Żadne z nich nie miało ochoty na rozmowę. Po nieudanej misji mieli paskudne humory. Martwili się też o Naruto. Choć wydawało się, że nie jest ranny, nadal się nie wybudził.
Dziewczyny, Sakurę i Ino, dręczyły dodatkowo słowa Sasuke. To co powiedział, dotknęło je do głębi. Choć widziały, że nic go nie obchodzą i same też coraz bardziej czuły, że wspomnienie o nim wywołuje w nich tylko złość, nie mogły przestać o nim myśleć. W końcu zakochane przez tyle lat w chłopaku, nie mogły tak po prostu wyrzucić go z głowy. Nawet, jeśli zrobił im takie świństwo. Nawet, jeśli powoli zaczynały zauważać, że coraz mocniej go nienawidzą...

Pierwsze co zrobili po dotarciu do wioski, było zaniesienie Naruto do szpitala i sprowadzenie Tsunade. Kobieta po obejrzeniu chłopaka, stwierdziła to samo co Ino i Sakura. Chłopak zapadł w śpiączkę. Ona również nie wiedziała, dlaczego wciąż się nie wybudził. Uderzenie mogło spowodować uszkodzenia mózgu, ale po zbadaniu go, nie wyglądało na to. Jedyne co mogli zrobić, to czekać. Tak też mijały im dni...
Shiakamru wyglądał na załamanego. Miał wyrzuty sumienia, że pozwolił, by jego przyjaciel znalazł się w takim stanie. W dodatku, choć Tsunade nie miała do nich pretensji o niepowodzenie misji, obwiniał się o wszystko. Z drugiej strony, ciągle mówił o Sasuke i o tym, że zemści się na nim, gdy tylko dane będzie mu go spotkać.
Sakura wraz z Tsunade próbowały znaleźć sposób na wybudzenie Uzumakiego. Choć wszelkie próby nie przynosiły efektów, nie poddawały się.
Sai nie dawał po sobie niczego poznać, lecz codziennie, gdy nie był na misji, odwiedzał Naruto w szpitalu.
Natomiast Ino... początkowo sama nie wiedziała, co tak właściwie się z nią dzieje. Dopiero, gdy znalazła się w swoim pokoju, pogrążyła się w rozpaczy. Płakała i płakała, wylewając całe strumienie łez, krzyczała ze złości, niszcząc co poniektóre przedmioty. Nie miała pojęcia co począć ze swoim życiem. Wiedziała tylko jedno, że Sasuke już nigdy nie zagości w jej sercu. Już nie potrafiła go kochać... potrafiła go tylko nienawidzić. Nie umiała odnaleźć już żadnych pozytywnych uczuć w stosunku do niego. Czuła niechęć, odrazę i bardzo, ale to bardzo chciała go znowu spotkać. Tym razem, by zemścić się i zadać mu ból, jak największy. "Będziesz cierpiał... będziesz błagał o litość... obiecuję ci to, Sasuke Uchiho!".
Po kilku dniach przypomniała sobie o swoim planie. Miała przecież stać się silniejsza, pokazać wszystkim, że muszą się z nią liczyć. Po ostatniej misji wiedziała, że będzie musiała jeszcze nieźle popracować nad swoją siłą. Jednak plan ten, poniekąd, a nawet w całości zaczął pokrywać się teraz z jej drugim celem - zemstą. Dlatego też, gdy obudziła się pewnego ranka, zaraz po tym jak odwiedziła Naruo i okazało się, że jego stan się nie zmienił, udała się do Tsunade.
Zapukała. Weszła, gdy ja poprosiła.
- Słucham? Co się stało Ino? - Tsunade wydawała się być w świetnym nastroju. Ino ciekawiło dlaczego. Ostatnio cały czas tylko wrzeszczała, więc to wydało jej się podejrzane.
- Przyszłam po misję. Masz coś dla mnie, Tsunade-sama? - zapytała grzecznie. Nie chciała psuć kobiecie nastroju. To byłoby nierozsądne.
- Zobaczmy. - Zaczęła przeglądać swoje papiery, po czym powiedziała: - Tak się składa, że mam coś.
Ino spojrzała na nią zaciekawiona.
- Hmm... To będzie misja w sam raz dla ciebie. Potrzebują dobrego medyka w Wiosce Głazów, w południowo-zachodniej części Kraju Ziemi. Ostatnio zdarzyła się tam jakaś nieprzyjemna sytuacja. Jakiś szaleniec zatruł tamtejszą studnię nieznaną trucizną, po czym jeszcze sam zaczął atakować mieszkańców, których akurat spotkał na swojej drodze. Twoją misją będzie stworzenie antidotum na tę truciznę oraz pomoc w leczeniu rannych mieszkańców. Z tego co mi wiadomo, maja tam tylko jednego medyka, który nie jest sobie w stanie z tym poradzić, dlatego poprosili inne kraje o pomoc. Ostatnio zarzucałaś mi, że cię nie doceniam. Dlatego postanowiłam, że dam ci szansę - powiedziała oficjalnym tonem. - Ino, wierzę, że sobie poradzisz - dodała przyjaźnie, uśmiechając się do niej. - To jak, bierzesz tą misję?
- Oczywiście! Pewnie, że biorę - to była doskonała misja dla niej. Choć może trochę wolałaby taką, w której mogłaby podszlifować swoje umiejętności w walce, ta też wydawała jej się przydatna.
- Tu masz przepustkę i parę informacji. - Tsunade podsunęła jej kartkę. Ino natychmiast ją podniosła. - Jeśli chcesz, możesz wyruszyć już dzisiaj. Choć już przekazałam im wiadomość, że wyślę kogoś jutro - machnęła ręką.
- Spakuję się i wyruszę od razu. Dziękuję Tsunade-sama. Do zobaczenia! - pożegnała się i wybiegła z gabinetu Hokage z uśmiechem na twarzy.

Zrobiła sobie kolejną przerwę, gdy dotarła już do Kraju Ziemi. Była noc, a musiała przejść jeszcze spory kawałek, kierując się na zachód. Droga prowadziła jednak przez góry i kamieniste zbocza, dlatego zdecydowała, że lepiej, jeśli powędruje przez nie za dnia. Teraz to mogło być niebezpieczne.
Usiadła, opierając się o pień drzewa. Spojrzała w górę. Mogła bez problemu dostrzec gwiazdy na bezchmurnym niebie. wpatrywała się więc w nie, przy okazji rozmyślając o swojej misji. Była ciekawa, z jaką trucizną będzie miała do czynienia. Chciałaby już tam być, by móc zacząć pracować. Bardzo lubiła tworzyć antidota. To zawsze wiązało się z wieloma godzinami spędzonymi nad różnymi recepturami, ale ona to uwielbiała.
Starała się nie zasnąć. Wczorajszego dnia, gdy podróżowała przez Kraj Wodospadu, wydawało jej się, że ktoś ją śledził. Nie zobaczyła nikogo, ale czuła na sobie czyjeś spojrzenia. Słyszała też jakieś podejrzane trzaski i szepty w zaroślach, jednak nikt się nie ujawnił. Nawet, kiedy zdenerwowana zatrzymała się i wyzywała go lub ich na pojedynek. Nikt nie odpowiedział.
Myślała, że może jednak tylko jej się wydawało. Lecz rozsądek podpowiadał jej, że musi być czujna. Tak tez robiła. Całą swoją siłą woli starała się utrzymać powieki otwarte.
Niestety, zmęczenie dało jej się we znaki. Z niepokojem stwierdziła w końcu, że przysnęła na moment. Nie na długo, na parę minut, może na pół godziny.
- Cholera - przeklęła, zła na siebie. Mogła się bardziej pilnować.
Usłyszała trzask łamanej gałązki i od razu stanęła na równe nogi. Wyciągnęła kunai i stanęła w pozycji bojowej. Czuła czyjąś obecność. Wiedziała, że ktoś był w pobliżu. Nie miała wyboru.
- Kto tu jest? - krzyknęła w ciemność. - Pokaż się, natychmiast! Inaczej pożałujesz! - Starała się brzmieć groźnie, ale chyba nie wychodziło jej to najlepiej. W jej głosie dało się wyczuć niepewność.
Spoglądała nerwowo to w jedną, to w drugą stronę. Z niepokojem odwracała się i patrzyła za siebie, ale nikogo nie dostrzegła. Zrobiła parę kroków i znowu przystanęła.
- Wiem, że tu jesteś! Wyjdź i pokaż się! Porozmawiajmy!
Odpowiedziała jej cisza. Przeszedł ją zimny dreszcz. Była pewna, że ktoś ją obserwuje. Nie wiedziała tylko skąd.
Postanowiła zaufać swojej intuicji.
Wyjęła jeszcze jeden kunai i rzuciła go w ciemność, w stronę, z której wydawało jej się, że dochodził trzask. Miała też wrażenie, że tam ktoś może być.
Po chwili usłyszała szczęk metalu. Ktoś odbił jej kunai.
Przełknęła ślinę. Teraz wiedziała, że toś tam jest.
Nim zdążyła pomyśleć, co w takim wypadku musi zrobić, z ciemności, zza drzew, na oświetloną blaskiem księżyca polanę, na której się cały czas znajdowała, wyszła jakaś postać i stanęła parę kroków przed nią.
Ino napięła mięśnie i poprawiła swoją pozycję bojową. Nie zaatakowała jednak, czekała na ruch nieznajomego.
Ten jej również nie zaatakował. Podszedł jeszcze bliżej, tak, że mogła zobaczyć jego twarz... a raczej jego maskę. Miała ona owalny kształt i wydawało jej się, że była koloru pomarańczowego. Nie dałaby sobie jednak za to ręki uciąć, gdyż w ciemności, mimo światła księżyca, ciężko było jej rozróżnić jaki to kolor. Tajemnicza osoba miała też na sobie długi, ciemny płaszcz w jakieś wzory. Prawdopodobnie coś na kształt chmurek.
Postać stała w miejscu i nie robiła zupełnie nic. Chyba jej się przyglądała.
- Kim jesteś? - zapytała, starając się, by jej głos brzmiał jak najbardziej pewnie. Wyczuwała jakąś mroczną, złą aurę od tej osoby. Dłoń z kunaiem zadrżała jej lekko.
- Tobi - po chwili usłyszała to od nieznajomego. Jednak coś się nie zgadzało. Jego głos był jakiś... dziecinny.
- Tobi to Tobi - powtórzył, gdy nic nie odpowiedziałam. - A ty to kto?
Zamurowało ją. Dlaczego ta osoba miała taki dziecinny głos, kiedy na jej widok najchętniej uciekłaby w siną dal?
- I-ino - sama nie wiedziała, dlaczego zdradziła mu swoje imię.
- Co tutaj robisz? - zapytał. Zdała sobie sprawę, że ten dziecinny głos należał do osoby płci męskiej.
Nie mogła przecież wyjawić mu prawdy. W końcu nie znała go i czuła, że nie może mu ufać. Postanowiła udawać.
- Zabłądziłam -skłamała lekko.
- To niedobrze! Bardzo niedobrze! Ale nie martw się, Tobi ci pomoże! - zawołał radośnie.
- Pomożesz mi? - to ją zaskoczyło.
- Tak. Opuść kunai. Tobi to przyjaciel. Zaprowadzi cię, gdzie chcesz dojść.
Zrobiła jak kazał, zastanawiając się, jaką bajeczkę mu teraz wcisnąć. Ale to był jej błąd. Gdy tylko na chwilę straciła czujność, chłopak znalazł się tuż przy niej. Nie zdążyła nawet zareagować, a już poczuła silne uderzenie w brzuch. Skuliła się z bólu i nagle zrobiło jej się ciemno przed oczami.
Wydawało jej się, że nim zupełnie straciła świadomość, usłyszała jeszcze:
- Tobi przeprasza.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Witam ponownie!
Na początku chciałam zapytać, czy wolicie kiedy tekst jest wyśrodkowany czy taki jak teraz? Bo udało mi się jakoś go przestawić, ale nie wiem, jak będzie lepiej. To od Was zależy, dlatego, jeśli możecie, to napiszcie. 
Poza tym, wiem, znowu się nie spisałam. Ale obiecałam, że bloga nie porzucę i nie zrobię tego. Wreszcie udało mi się wymyślić co będzie dalej, dlatego mam nową motywację do pisania ^^
Pozdrawiam Was gorąco tuż po świętach! I życzę udanego Sylwestra i Szczęśliwego Nowego Roku! ;D